W wymianie 12 – 21 czerwca 2009 r. uczestniczyli młodzi ludzie z Polski, Słowacji, Węgier i Niemiec, wszyscy zwariowani na punkcie koni. Były też konie huculskie nieco zdziwione tak dużą ilości różnych ludzi. Słowacy prezentowali metodę szkolenia koni „natural horsemanship”, Węgrzy uczyli strzelać z łuków w galopie, były warsztaty, zabawy no i jazda – w siodle, na oklep, bryczką, wozem, jak się tylko dało.
Opis projektu
Wymiana była pierwszym z planowanych spotkań młodych miłośników koni. Wzięła w niej udział młodzież z Polski, Niemiec, Węgier i Słowacji. Celem wymiany było spotkanie miłośników koni z różnych krajów, rozwijanie umiejętności jeździeckich, poznawanie konia huculskiego, kultury Hucułów i polskiej kultury ludowej, a także krajów uczestniczących. Wymiana miała miejsce w Stadninie Koni Huculskich w Nielepicach.
A oto relacja z wymiany napisana przez młodzież:
Dzień Polski
Dzień Polski zaczęliśmy od śniadania. Przy każdym produkcie była karteczka z jego polską nazwą np. CHLEB. Potem wszyscy wsiedliśmy na konie. Po jeździe na ujeżdżalni pokazaliśmy przygotowanego przez nas kadryla z udziałem 6 koni huculskich. Na obiad pani Basia przygotowała pyszne polskie jedzenie, które wszystkim smakowało. Po kolacji odwiedziła nas regionalna kapela z Brzoskwini. Uczyliśmy się tradycyjnych polskich tańców, np. krakowiaka. Ponieważ zbliżała się noc świętojańska pletliśmy wianki, które, według tradycji, powinniśmy wrzucić do rzeki, żeby wywróżyć szczęście naszym wioskom, a nam rychłe zamążpójście. Dzień był bardzo udany, wszystkim się podobało. Około 22 zmęczeni położyliśmy się spać, a Węgrzy i Słowacy pojechali do swoich pokoi w Rudawie.
Dzień Węgierski.
W sobotę, trzeci dzień wymiany, wypadał Dzień Węgierski. Najpierw jeździliśmy konno w dwóch grupach. Połowa pojechała w teren, a druga połowa oglądała węgierski pokaz strzelania z łuków na nielepickich hucułkach. Dla tych koni był to pierwszy kontakt z łukami, ale miały tak miły charakter, że wcale się nie przejęły. Po pokazie każdy mógł spróbować postrzelać. Kiedy druga grupa wróciła z terenu, zamieniliśmy się. Po obiedzie był czas wolny, więc grupa węgierska zrobiła typowy deser – “gesztenyepüré”. Bita śmietana nie do końca wyszła, ale mimo tego był tak pyszny, że wszystkim smakowało. Później obejrzeliśmy świetny pokaz Karoliny o Huculszczyźnie. Po południu oglądaliśmy “csikós-show”, prezentowany przez Süna (instructora jeździeckiego z Węgier) i Wojtka (konika huculskiego). Na kolację był gulasz węgierski, a później zrobiliśmy prezentację o Węgrzech. Najpierw Csenge opisała pogodę i geografię. Potem Lili powiedziała parę słów o historii, a Brigi pokazała węgierski folklor. Następna była Bori, która mówiła o tradycyjnej muzyce, a Anna pokazała typowe dla Węgier gatunki zwierząt hodowlanych. Na koniec Eszter puściła kilka kawałków współczesnej muzyki z węgierskich top list. Byliśmy mile zaskoczeni kiedy wszyscy powiedzieli „bardzo dziękujemy” po węgiersku (Milan wszystkich nauczył). To był dla nas najlepszy prezent. Dziękujemy wszystkim!
Dzień Niemiecki
Tak jak w trakcie Dnia Polskiego zaczęliśmy od śniadania. Przykleiłyśmy na jedzeniu karteczki z nazwami, żeby nauczyć innych uczestników odrobinę naszego języka. Po śniadaniu każdy przyprowadził z pastwiska swojego konia, żeby przygotować go do „Ścieżki Huculskiej”. Podczas gdy jedna grupa próbowała jazy na oklep, druga przejeżdżała „Ścieżkę”. Po południu był warsztat plastyczny. Każdy narysował szablon konia, wyciął go z papieru i odbił sprayem na żelaznych wrotach. Każdy kraj nasprejował też logo swojego klubu jeździeckiego lub organizacji. My musiałyśmy się spieszyć, bo przygotowywałyśmy niemiecką kolację. Podałyśmy typowe potrawy z Berlina i Brandenburgii: sałatkę ziemniaczaną, sałatkę z ogórków i pieczone ziemniaki. Po kolacji pokazałyśmy prezentację i zaprosiłyśmy wszystkich na pieczenie tradycyjnego „Stockbot” (ciasto chlebowe). Przy ognisku wszyscy byli weseli i podekscytowani. Poszliśmy spać późnym wieczorem, zadowoleni i zmęczeni…
Dzień w Krakowie
Nie można było nie poświęcić jednego dnia na zwiedzanie Krakowa, skoro byliśmy tak blisko. Dziewczyny wystroiły się w najlepsze jasne sukienki, jak dotąd, przy koniach, dosyć niepraktyczne. Na początek pani przewodnik wprowadziła nas w zawiłości historii miasta, opowiedziała legendy, pokazała najważniejsze zabytki i ciekawe miejsca. Później eksplorowaliśmy miasto samodzielnie, do późnego wieczora, z przerwą na pizzę i warsztaty w Muzeum Etnograficznym, gdzie poznawaliśmy polską kulturę ludową i eksponaty ze zbiorów huculskich i robiliśmy torby ekologiczne inspirowane huculskim wzornictwem.
W środę, 17 czerwca przyszedł czas na Dzień Słowacki.
najpierw wszyscy zjedli śniadanie w przyjemnej atmosferze, którą dopełniały kwiaty zebrane przez nasza grupę. Jako symbol, przynieśliśmy najpiękniejszy kwiat: kłos zboża, który jest nie tylko uroczy ale jest też jedzeniem, dla dawnych Słowaków często jedynym.
Potem nasz lider, Milan, pokazał swoją metodę horsmanship opartą na komunikacji między koniem a człowiekiem. Jego warsztat cieszył się ogromnym powodzeniem pomimo konieczności tłumaczenia na 3 języki. Polskie dziewczyny powiedziały: „Milan zaczarował konie” kiedy usuwał wady i narowy konia sprawiając, że stawał się lepszy do jazdy.
W międzyczasie nasza grupa przygotowała jedzenie, którym zawsze wita się gości: chleb i sól. Podaliśmy to przed obiadem.
Po południu jeździliśmy wierzchem i bryczką. Zwłaszcza to drugie cieszyło się powodzeniem, bo dla wielu z nas była to pierwsza okazja żeby spróbować powożenia.
Później zaczęliśmy przygotowywać nasze danie narodowe: „bryndzové halušky”, kluseczki i z bryndzą i z kapustą. I tu pojawiły się problemy wynikające z różnic między polską i słowacką kuchnią oraz z tego, że każdy z nas znał inny przepis na haluszki. To było istne szaleństwo, ale danie w końcu się udało, chociaż później, w porze kolacji. Patio podawał do stołu w stroju narodowym nakładając do glinianych misek, w jakich kiedyś jadano w Słowacji.
Piknik Huculski
Chcieliśmy, żeby z naszej wymiany skorzystały też dzieci i młodzież z okolicznych wsi. Zorganizowaliśmy imprezę plenerową, na którą przyszli uczniowie z ze szkół w Nielepicach i Rudawie. Każdy kraj przygotował gry, zabawy, konkursy i inne atrakcje, poprzez które dzieci uczyły się elementów języka, kultury i tradycji z Niemiec, Słowacji i Węgier. Było malowanie, tor przeszkód, strzelanie z łuków i inne atrakcje. Dzieci też coś przygotowały – pierwszaki zatańczyły dla nas krakowiaka i pokazały taniec Lajkonika. Staraliśmy się też „zarazić” dzieciaki pasją jeździecką – każdy miał szansę wsiąść na hucułka i przejechać się bryczką. A wieczorem kuchnia huculska, czyli banusz, rydze, barsz ukraiński i inne specjały.
Inne atrakcje
Przez cały czas trwania wymiany robiliśmy zdjęcia i przygotowywaliśmy tę oto stronę www (największe zasługi mają tu Niemcy). Najlepsze zdjęcia złożyły się na wystawę na naszej „artystycznej stodole” w Nielepicach, powstała z nich też prezentacja dokumentująca projekt, no i oczywiście są galerii. Piszemy też artykuły, które mamy nadzieję opublikować w pismach branżowych w naszych krajach.
Sűn, rodowity Węgier dał wspaniały pokaz węgierskiej tresury koni. Efekt był rzeczywiście imponujący!
Z kolei Milan ze Słowacji zaprezentował natural horsmaship – metodę pracy z koniem opartej na wzajemnym zaufaniu człowieka i zwierzęcia oraz wykorzystaniu naturalnych reakcji i instynktów konia. Po kilku chwilach Wisienka rzeczywiście musiała bezgranicznie zaufać Milanowi skoro pozwoliła mu na takie pomysły!
Ceramika – warsztat prowadzony przez Czesię Mędrek, artystę-plasyka. Najczęstszym tematem prac były konie, ale też inne zwierzątka, a czasem coś zupełnie innego …
Poznaliśmy trudną sztukę pieczenia chleba. Najpierw drożdże z otrębami i mlekiem rosły na piecu w drewnianej misie. Później mieszanie z mąką w nieskończoność i znów na piec. W końcu do pieca. Sporo z tym roboty, ale efekt niezapomniany.
Ścieżka Huculska, dyscyplina sportowa wymyślona specjalnie dla koni huculskich, jest sprawdzianem nie tylko dla jeźdźców, ale przede wszystkim dla koni. To swoisty test odwagi i wytrzymałości dla jednych i drugich. Nielepice słyną z najtrudniejszej Ścieżki w Polsce, więc tym bardziej ekscytujące było jej przejechanie. Prócz klasycznych przeszkód jest tu wspinanie się po stopniach, zjazd ze stromej skarpy, przejazd przez rów z wodą, kładkę i dziurę w płocie, po huśtawce, pod poprzeczką, przez labirynt i furtkę oraz wiele innych wyzwań.
Bukieciarstwo – warsztat prowadzony przez Panią Annę Bartosiewicz, artystkę ludową z Rudawy. Zbliżała się właśnie noc świętojańska, więc wianki się przydadzą.
Jazda na ujeżdżalni nie była tak egzotyczna jak Ścieżka Huculska, ale dawała możliwość pochwalenia się swoimi umiejętnościami i wypróbowania nielepickich koni. Ale i tak jazda na oklep lub w węgierskich siodłach była dla niektórych nowym doświadczeniem.
Żeby w pełni ujawnić nasze talenty artystyczne potrzebny był rozmach. Do dyspozycji mieliśmy całe wrota stodoły. Każdy wyciął szablon konika i odbił go sprayem na wrotach. Taki konik jest jak odcisk palca, jest trwałym śladem pozostawionym przez każdego z nas. A stodoła z szarego, odrapanego budynku zamieniła się w dzieło sztuki.
Różne maści koni, ich trudne genetyczne uwarunkowania i jeszcze trudniejsze angielskie nazwy prezentowała nam Reka. Co ciekawe, nie są takie same w każdym z naszych krajów.
Karolina pokazała swoje slajdy z Huculszczyzny, tej dosyć egzotycznej krainy koni huculskich, choć leżącej stosunkowo niedaleko Polski, a jeszcze bliżej Słowacji i Węgier. Huculi żyją w sposób bardzo tradycyjny i prosty, ale mają ciekawą tradycję no i śliczne konie. Ci, którzy mieszkają daleko od dróg, mogą sobie jeździć konno codziennie, do szkoły i do pracy.
Rajd konny prowadził przez leśne drogi i pola do ruin zamku w Tenczynku. Część z nas pojechała wierzchem, cześć na wozie. Na górze zamkowej był czas na popas i ognisko, a później zmiana. Niestety właśnie w czasie postoju zaczęło lać, więc ci, którzy wracali, byli poszkodowani. Ale trudno, na wóz pod plandekę nie zmieszczą się wszyscy … razem z końmi.
Zupełnie niespodziewanie i spontanicznie pojawiły się też dziewczyny igrające z ogniem.
Ogromnym powodzeniem cieszyły się warsztaty łucznictwa. Nie strzelaliśmy co prawda w galopie, jak grupa węgierska, ale samo trafienie do celu dawało dużo satysfakcji.
I jeszcze zabawy integracyjne, wieczory przy ognisku i wspólne spacery po okolicy i wspólna praca.
Zapraszamy do przeczytania artykułów, które napisali po wymianie nasi uczestnicy:
Archery
by-Lipták-Brigitta-és-Varga-Réka-Dóra
Uczestnicy, organizacje, instytucje
Polskim partnerem w projekcie było Polskie Stowarzyszenie Wychowania Pozaszkolnego (PSWP), od wielu lat współpracujące z Centrum Młodzieży. Stowarzyszenie skupia osoby fizyczne, placówki wychowania pozaszkolnego oraz instytucje upowszechniania kultury wśród dzieci i młodzieży. Ma na swoim koncie wiele projektów na rzecz dzieci i młodzieży o zasięgu lokalnym, krajowym i międzynarodowym.
Słowacy przyjechali z Słowackiego Hucul Club w miejscowości Lom nad Rimavicou. Mają stadninę położoną w górach, gdzie są idealne warunki dla hodowli tych koni. Lider grupy – Milan, specjalizuje się w treningu koni metodą natural horsmenship. Można ich znaleźć na www.hucul.sk.
Niemieckim partnerem projektu było Centrum Kształcenia Młodzieży Blossin (Jugendbildungszentrum Blossin e.V.) współpracujące z Krajowym Związkiem Jeździectwa w Berlinie i Brandenburgii (Landesverband Pferdesport Berlin-Brandenburg). Uczestniczki jeżdżą konno w różnych stadninach, zarówno na kucykach jak i na dużych koniach.
Specjalnością Węgrów było strzelanie z łuku w galopie. To ich tradycyjny sport narodowy i konie huculskie świetnie się do niego nadają. Fehérlófiai Society Szigetcsép, Hungary, www.csepiijaszok.gportal.hu
Projekt został zrealizowany w ramach Programu „Młodzież w Działaniu”.
Galeria